III. DLACZEGO ISTNIEJE W OGÓLE RACZEJ COŚ
NIŻ NIC?
problemy metafizyczne, dotykają najgłębszych podstaw naszego
istnienia, naszej egzystencji. Skąd się wziąłem? Ale
także skąd jest Wszechświat i jakie jest jego przeznaczenie? Co
kryje się za tą materialną, bardzo skomplikowaną i
fascynująca rzeczywistością? Czy otaczający
Wszechświat jest dziełem przypadku? A może efektem jakichś
nieznanych praw fizycznych lub tylko programem komputerowym, grą, wirtualną
rzeczywistością – jak próbował przekonywać w latach
70-tych, w jednej ze swoich fantastyczno-naukowych książek
Stanisław Lem?
Już w poprzednim artykule
postawiliśmy sobie trudne pytanie: „Dlaczego istnieję, skąd jestem?”
Takie pytanie można by rozszerzyć i zapytać: „Dlaczego
w ogóle cokolwiek istnieje? Czy to co mnie otacza (włącznie ze
mną samym) istnieje naprawdę, czy jest to może rzeczywiście
tylko sen wariata śniony nieprzytomnie – jak mawiał Witkacy?”
Jeśli rozglądniemy się dookoła siebie, to natkniemy
się na wiele przedmiotów, które wydają nam się nieodzowne,
konieczne, niezastąpione, ale przy głębszej refleksji okazuje
się jednak, że moglibyśmy się bez nich obyć, że
równie dobrze mogłoby ich nie być, mogłyby nie istnieć i
nikt by na dobrą sprawę tego nawet nie zauważył. Drogą
takiej eliminacji można by dosyć znacznie zredukować liczbę
naprawdę potrzebnych, czy nieodzownych przedmiotów. Ale porównując
taką listę przedmiotów, czy bytów -dla nas- koniecznych (?) z
listą sporządzoną przez kogoś innego stwierdzimy ze
zdziwieniem, że to co dla nas konieczne, dla kogoś innego jest bez
znaczenia. A więc ostatecznie, co jest tak naprawdę konieczne, co musi
istnieć lub co nie może nie istnieć? Okazuje się,
że absolutnie nic, że wszystko na co spojrzymy jest przygodne, może ale nie musi
istnieć W filozofii pojęcie „byt przygodny” określa byt, który
może ale nie musi istnieć, może i istnieje, bo może, ale
gdyby go nie było, to też nic wielkiego by się nie stało.
Wszystkie byty, jakie nas otaczają -z nami włącznie- są
bytami przygodnymi (co nie znaczy przypadkowymi lub przygodowymi). Są
przygodnymi, bo ich istnienie nie jest nieodzownie konieczne.
Skoro więc wszystkie byty
są bytami przygodnymi, niekoniecznymi, mogą istnieć, ale nie
muszą, to dlaczego istnieją?
Skoro nic nie jest metafizycznie konieczne, a więc nie musi istnieć,
to dlaczego w ogóle istnieje cokolwiek raczej niż nic? Jeśli
połączymy to z zasadą przyczynowości, to można by
zapytać co jest przyczyną istnienia wszystkich bytów przygodnych? Dla
paru najbliższych bytów, jak stół, krzesło, łóżko,
szafa potrafimy wskazać przyczynę – stolarz, fabryka mebli, itd. Ale
kiedy zapytamy dalej : A co jest
przyczyną tych przyczyn i z kolei co jest przyczyną tych
wcześniejszych ... to otrzymamy długi łańcuch przyczyn
i skutków, wciąż przygodnych czyli niekoniecznych, ale
łańcuch ten nie zadowala naszej ciekawości, bo w jego przebiegu
stale mamy tylko byty przygodne, niekonieczne i pytanie stale pozostaje
nierozwiązane. Nic z niczego nie powstaje. A skoro nic nie potrafi
usprawiedliwić swego istnienia, to dlaczego w ogóle cokolwiek jest?
Skoro więc wszystko co nas
otacza i wszystko, co potrafimy pomyśleć jest niekonieczne i w
istnieniu uprzyczynowane z zewnątrz, to dlaczego w ogóle istnieje? Musi
gdzieś przecież być u początku całego tego łańcucha
bytów przygodnych jeden byt konieczny, który nie może nie istnieć i
który jest ostateczną przyczyną wszystkiego co istnieje. Zobaczmy to
jeszcze z innej strony. Każdy byt jest złożeniem. Każdy byt
składa się z istoty i istnienia. W najprostszym wyrażeniu: „Ja
jestem” mamy właśnie te dwa człony: ja czyli istota i jestem
czyli fakt istnienia owego ja. Moją istotą jednak nie
jest istnienie. Moją istotą jest to, kim jestem, ale nie to, że
jestem. Jest więc moją istotą fakt, że jestem
człowiekiem, tym oto, konkretnym człowiekiem, który nazywa się
Kazimierz Kubat, który pochodzi z Podhala itd., itd. Ale moją istotą
nie jest na pewno istnienie. Tak jak istotą stołu jest stołowatość, ale nie jego
istnienie, istotą krzesła jest krzesołwatość,
ale nie jego istnienie, itd. Skoro więc wszystkie byty, jakie potrafimy
pomyśleć są jedynie istotami istniejącymi, a więc
bytami złożonymi z istoty i istnienia, dla których istnienie nie jest
istotą, a więc nie jest konieczne, to dlaczego istnieją? Możemy
jednak pomyśleć taki byt, którego istotą byłoby istnienie.
Byt, który nie byłby złożony z istoty i istnienia, ale który
byłby istnieniem samym w sobie lub istnieniem samo-istniejącym …… uuf
skomplikowane i trudne, ale …… taki byt, którego istotą jest istnienie
byłby więc bytem koniecznym. Taki byt nie miałby istnienia
przydanego z zewnątrz, ale jego istnienie byłoby jego
wewnętrzną istotą. On nie mógłby nie istnieć.
Taki byt o sobie nie mógłby już powiedzieć „Ja jestem”, bo to
suponowałoby właśnie złożenie z istoty i istnienia.
Taki byt mógłby o sobie jedynie powiedzieć: „JESTEM ISTNIENIEM”. Taki
byt byłby bytem koniecznym, istniejącym koniecznie, bo jego
istotą najgłębszą byłoby istnienie. Taki byt nie mógłby nie istnieć.
A skoro tak, to taki byt musi
istnieć i istnieje, bo nie może nie istnieć. I taki byt
jest przyczyną istnienia wszystkich innych bytów. Św. Tomasz
przeprowadzając takie i tym podobne rozumowania, kończył je
słowami: „Et quod dicimus Deum” – i co nazywamy Bogiem. Bóg istnieje, bo
Jego istotą jest ISTNIENIE. On nie może nie istnieć i On
właśnie w Księdze Wyjścia (Wj 3,14) mówi Mojżeszowi o
sobie samym: „JESTEM, KTÓRY JESTEM, mówi do Ciebie ...”
JESTEM, KTÓRY JESTEM mówi i do
Ciebie. Mówi coś więcej: „Dlatego, że JA JESTEM, ty
jesteś!” Tak! ja jestem tylko dlatego, że ON ISTNIEJE, że ON
udzielił mi ze swego istnienia, że on złożył mnie z
istoty i istnienia … Jestem JEGO dziełem. Nieprzypadkowym, nie absurdalnym
i powstałym z niczego, z chaosu, z pustki i bezładu, ale z NIEGO!
Jestem dzieckiem Bożym. Gdyby ON nie istniał i ja też nie
mógłbym istnieć! Nie mógłbym istnieć i zadawać takich
pytań … Nie istniałby stół, przy którym siedzę, ani
komputer, ani ziemia po której chodzę, ani powietrze, którym oddycham, ani
gwiazdy, którymi się zachwycam, nie istniałoby nic, bo skąd
niby? A skoro to wszystko istnieje (i ja też), to czyż nie
słyszę, jak to wszystko mówi mi i o NIM? Czyżbym był
aż tak głuchy?
Pozdrawia z Tanzanii Ks.
Kazimierz Kubat SDS
Część
czwarta ß to tutaj